Freitag, 19. November 2010

Życie na poczekaniu... Leben auf der Stelle


Wisława Szymborska


Życie na poczekaniu.
Przedstawienie bez próby.
Ciało bez przymiarki.
Głowa bez namysłu.

Nie znam roli, którą gram.
Wiem tylko, że jest moja, niewymienna.

O czym jest sztuka,
zgadywać muszę wprost na scenie.

Kiepsko przygotowana do zaszczytu życia,
narzucone mi tempo akcji znoszę z trudem.
Improwizuję, choć brzydzę się improwizacją.
Potykam się co krok o nieznajomość rzeczy.
Mój sposób bycia zatrąca zaściankiem.
Moje instynkty to amatorszczyzna.
Trema, trzymając mnie, tym bardziej upokarza.
Okoliczności łagodzące odczuwam jako okrutne.

Nie do cofnięcia słowa i odruchy,
nie doliczone gwiazdy,
charakter jak płaszcz w biegu dopinany -
oto żałosne skutki tej nagłości.

Gdyby choć jedną środę przećwiczyć zawczasu
albo choć jeden czwartek raz jeszcze powtórzyć!
A tu już piątek nadchodzi z nie znanym mi scenariuszem,
Czy to w porządku - pytam
(z chrypką w głosie,
bo nawet mi nie dano odchrząknąć za kulisami).

Złudna jest myśl, że to tylko pobieżny egzamin
składany w prowizorycznym pomieszczeniu. Nie.
Stoję wśród dekoracji i widzę, jak są solidne.
Uderza mnie precyzja wszelkich rekwizytów.

Aparatura obrotowa działa od długiej już chwili.
Pozapalane zostały najdalsze nawet mgławice.
Och, nie mam wątpliwości, że to premiera.
I cokolwiek uczynię,
zamieni się na zawsze w to, co uczyniłam.

2 Kommentare:

Unknown hat gesagt…

Wislawa Szymborska, "Das Leben für sofort".

Das Leben für sofort.
Die Vorstellung ohne Probe.
Der Körper ohne Anprobe.
Der Kopf ohne Plan.

Die Rolle, die ich spiele, kenn’ ich nicht.
Weiß nur soviel, dass es meine ist, nicht austauschbar.

Worüber das Stück,
muss ich direkt auf der Bühne erraten.

Schlecht vorbereitet auf die Ehre des Lebens,
das auferlegte Tempo der Handlung, ertrag’ ich nur mit Mühe.
Ich improvisiere, obwohl ich die Improvisation verachte.
Mit jedem Schritt stolpere ich über die Unkenntnis der Sache.
Meine Art mutet provinziell an.
Meine Instinkte sind amateurhaft.
Das Lampenfieber hat mich in der Hand und demütigt umsomehr.
Die mildernden Umstände empfinde ich als grausam.

Worte und Gesten nicht mehr zurückzunehmen,
unzählige Sterne ungezählt,
Charakter wie ein Mantel unterwegs zugeknüpft –
Es sind leidige Ergebnisse dieser Hast.

Wenn man nur beizeiten einen Mittwoch einüben
oder einen einzigen Donnerstag wiederholen könnte!
Doch da eilt schon der Freitag mit unbekanntem Szenario,
„Ist das in Ordnung“, frage ich
(mit heisrer Stimme, da mir nicht mal vergönnt war,
hinter den Kulissen abzuhusten).

Illusorisch der Gedanke, dass dies eine vorläufige Prüfung,
abgelegt im provisorischen Raum, sein sollte. Nein.
Ich stehe im Bühnenbild und sehe, wie solide es ist.
All die Requisiten bestechen mit ihrer Präzision.

Der Mechanismus der Drehbühne läuft bereits seit längerer Zeit.
Die entferntesten Sternennebel wurden auch schon angezündet.
Ach, zweifellos, es ist die Premiere.
Und was auch immer ich tue,
wandelt sich für immer in das, was ich tat.

Lucilia hat gesagt…

Danke! Gute Übersetzung!